niedziela, 17 lipca 2016

Oszemaks -8

      Nagle drzwi się otworzyły. Ta, co mnie przywiozła podenerwowana zapytała cyt. "jak długo tu stoisz, co słyszałaś ? Podsłuchiwałaś pod drzwiami?". Odpowiedziałam kłamiąc, że nie dopiero tu przyszłam i nic nie słyszałam. Odpuściła...
        Zostaliśmy sami w tym domu. Było dziwnie, smutno i ponuro. Ta niby babcia była jakaś dziwna. Opowiadała nam czasem jakieś niestworzone historie. Coś o tym żebyśmy uważali na weterynarza ale inaczej go określiła. Jakąś swoistą gwarą? Twierdziła, że dla dziewczynek to jeszcze ale chłopcy muszą uważać, żeby ich nie wysterylizował ale tu też użyła jakiegoś dawnego słowa. Zapytałam i poprosiłam aby wytłumaczyła o czym mówi. Ofukała mnie tylko. 
       Nie smakowało mi jej jedzenie. Wciąż na mnie marudziła, że jeść nie chcę. Pamiętam, że raz byłam z nią w kościele. Nie przypominam sobie abym wcześniej do kościoła chodziła. Były tam prawie same kobiety. Dziwnie śpiewały i rozmawiały o czymś , czego w ogóle nie rozumiałam. Wracając poprosiłam aby mi trochę o tym opowiedziała. Stwierdziła, że jestem za młoda więc może kiedyś. To kiedyś oczywiście nigdy się nie zdarzyło. W trakcie rozmowy powiedziała, patrząc na skorka idącego po moim ubranku. Strząśnij z siebie tego kota. Kota? Zdziwiłam się. Przecież to tylko szczypawica. Nic więcej nie odrzekła. Potem jeszcze słyszałam jak rozmawiała z kobietami w jej wieku o tajemnicach różańcowych pod obrazami ludzi przy kościele. Użyła tu jakiegoś innego zwrotu oczywiście. Poprosiłam aby mi trochę o tym opowiedziała. Oczywiście powiedziała, ze teraz nie może a poza tym i tak niewiele z tego zrozumiem. Odpuściłam stwierdzając niechęć. Tyle, że dla mnie to wszystko było zupełnie nowe.
      Jak to na wsi. Oneks i Oneksi wymyślili głupią zabawę. Potraktowali grubą świnię jak konia i próbowali na niej pojeździć. Oneks naoglądał się filmów o Indianach. Pewnie stąd pomysł. Próbowałam  przyłączyć się do zabawy. Niestety odgonili mnie. Chwilkę później jak próbowałam się znaleźć na grzbiecie świni dopadła nas Hadeka . Okrzyczała nas , że paskudne bachory prośną świnię męczą. Zrobiło mi się bardzo przykro, że tak zrobiliśmy. Mnie zresztą jak zazwyczaj okrzyczała najbardziej.
    Potem bawiliśmy się w bieganie po hałdach obornika. Przeskakując z suchego wzniesienia na suche aby się nie ubrudzić. Tu również przydarzyło mi się traumatyczne zdarzenie. Postawiłam stopę na suchym. Oni przede mną przeszli bez problemu. Mnie się jednak nie udało. W tym samym miejscu noga mi się zapadła. Próbowałam podeprzeć się druga i wydobyć. Ułamek sekundy... zapadłam się w czeluść. Straciłam świadomość. Potem ...po jakimś czasie nasłuchałam się jak to Floroświnda chciała mnie zabić i kazała swoim dzieciarom wykopać dól tak żeby nikt nie zauważył z tekstem ... "niech te bachory przybłędy się potopią". Ponoć to Hadeka uratowała mi wtedy życie.
      Floroświnda uzurpowała sobie prawa do tej części domu, w której zamieszkaliśmy z babcią. Nie byliśmy zresztą tam zbyt długo. Wszystkie te zdarzenia toczyły się poza nami. Nie mieliśmy wpływu na to co się dzieje. Nikt nas o tym nie informował. Po czasie okazało się , że babcia przepisała ów dom dla Frankada, męża Floroświndy. Była to liczna rodzina więc zrobiliby wszystko, aby pozbyć się nieproszonych gości i zagarnąć cały dom dla siebie. Tu się kończy dziecięcy epizod w Ryświnowie.


Epizod ów skończył się powrotem do Karlikatowa. Czego wówczas również nie pojęłam. Nie pamiętam w jaki sposób się z powrotem tam znalazłam. Wszystko jest do dziś dla mnie jakieś mroczne, niejasne. 
      Zaczął się okres szkolny. On odprowadził mnie na pierwsze zajęcia. Było to pożegnanie. Powiedziano mi, że będzie chodził do innej szkoły ale zna drogę do tej to mi pokaże, ponieważ nie ma mnie kto tam zaprowadzić. Było mi smutno. W szkole pełno jakiś obcych dzieciaków. Wrzeszczały i rozrabiały. Nie podobało mi się. W domu wymagano ode mnie odrabiania lekcji. Nauki tabliczki mnożenia i katechizmu. Nie mogłam przyswoić tej wiedzy w takiej ilości na raz. Zmuszano mnie do przesiadywania do późna w kuchni. Ponieważ wszyscy spali już smacznie w łóżkach z nudów i zmęczenia zasypiałam przy stole. Tak też zostałam rodzinnym gamoniem, który nawet tabliczki mnożenia przyswoić nie potrafi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz