niedziela, 27 września 2020

Kocie miasto


 Ląduję w miasteczku kotów. Wszędzie chodzą dumne i zadowolone. Wchodzę do mieszkania. Mam w nim trzy koty. Podchodzą do mnie tuląc się i pomiaukując. Uśmiecham się na ich widok. Ktoś mówi...te potrzebują pomocy. Nagle lądują pod moimi nogami malutkie kociaki. Mają jakieś trzy miesiące. Jest ich pięć. Każdy inaczej umaszczony ale widać , że są z jednego miotu. Stwierdzam, że są głodne. Rozglądam się po mieszkaniu za czyś do jedzenia dla nich. Widzę jak podchodzi do mnie cudowny dorosły kot. Pięknie kolorowy. Schylam się aby go pogłaskać. Ma cudne miękkie, aksamitne futerko.

Dodaj podpis


Czarna woda

      Jestem w nadmorskim miasteczku. Zwarte szeregi kolorowych kamieniczek pobłyskują w świetle słońca. Szef stwierdza, że chętnie zjadłby jakieś lody. Potwierdzam, że również mam ochotę. Rozdzielamy się ponieważ on woli zjeść na promenadzie natomiast ja wewnątrz kamieniczek. Takie lepiej mi smakują. Jednak moje nie smakowały najlepiej. Zdegustowana sięgam po komórkę. Odkładam i postanawiam osobiście sprawdzić, gdzie się podziewa.  Wychodzę na promenadę. Jakieś głosy słyszę nadciąga druga fala. Spoglądam uważniej.  Na promenadzie pojedyncze osoby. Co stało się z resztą i szefem?...myślę. Nagle spoglądam przed siebie. Po prostej wzdłuż promenady widzę czarną, wysoką wodę. Nad dachami kamieniczek unosi się czarny mrok przewyższający kilkukrotnie  poziom dachów. Morze po prawej nadal wygląda tak jak zazwyczaj. Lśniący lazur pobłyskuje w słońcu. Ułamki sekund dzielą mnie od tej fali. Prędko chowam się za mury kamieniczek i łapię metalowej rury aby mnie woda nie porwała. 

środa, 16 września 2020

Kontakty z UFO

     Wyszłam z mieszkania ojca po 20 i skierowałam się w stronę samochodu na parkingu. Spojrzałam w górę nad miejscowym sklepikiem. Sama nie wiem dlaczego. Nad dachem budynku sklepu zobaczyłam dwa migające światełka. Przyjrzałam się zdziwiona. Rozstawione jak w samochodzie ale samochodowe świecą jednostajnie. Przyjrzałam się uważniej... Zauważyłam szary owal statku w mroku wieczoru. Trochę mnie to zdziwiło. Pomyślałam ..."taki mały". Postanowiłam zrobić zdjęcie ale komórką to raczej niewykonalne. Wyjęłam z torebki z myślą , że może jednak spróbuję. Zrobiłam trzy kroki do przodu aby podejść bliżej i przyjrzeć się bardziej z ukosa. Na moment spuszczając wzrok w kierunku komórki. W ułamku sekundy obiekt zniknął z pola widzenia. 

    W ubiegłym roku późnym latem wracając z pracy zajechałam do znajomego po drodze ponieważ prosił mnie o krótkie spotkanie. Spieszyłam się ponieważ na horyzoncie widziałam porządne chmury burzowe. Pożegnałam się pospiesznie mówiąc, że chcę przed burzą dotrzeć do domu a miałam przed sobą ponad czterdzieści kilometrów do zrobienia. Ujechałam około dziesięć kilometrów i natrafiłam na epicentrum burzy. Wyglądało to tak jakbym była otoczona kilkoma burzami na raz ze wszystkich stron. Pomyślałam kurcze paskudnie się jedzie w takiej ogromnej ulewie. Wycieraczki nastawione na maksa nie dawały rady ogarniać wody. Nagle usłyszałam pukanie w szybę samochodu po lewej stronie. Odebrałam jakby myśl... "Otwórz szybkę w samochodzie" tak samo mentalnie ale wrzeszcząc :) (sama się sobie zdziwiłam ) Odpowiedziałam na to " Pieprzcie się, nie otworzę . Nawet mowy nie ma. W taką ulewę i do tego w trakcie jazdy. Kilka kilometrów dalej dopadła mnie ulewa totalna. Musiałam zwolnić do minimum ponieważ nie szło jechać zupełnie. Woda po drodze spływała jakbym przez rzekę się przedzierała. Wysiadłam z samochodu pod domem aby bramę otworzyć i chwaliłam boga, ze mam na stopach sandały. Inaczej wszystko miałabym mokre. Ziemia nie była w stanie odebrać takiej ilości wody więc stało chyba ze trzydzieści centymetrów wody. Zaparkowałam pospiesznie w garażu i uciekłam do domu. Tak przemokłam , że byłam zmuszona  zdjąć ubrania i wycierać ciało jak po kąpieli. Przestraszone koty nie spuszczały ze mnie wzroku. Za oknem panował istny Armagedon. Nazajutrz dowiedziałam się, ze niektóre ulice miasta zostały kompletnie zalane. Więc , czy to oby na pewno burza była...

    Około dziesięciu lat wstecz miałam wizytę gości w domu. Nie miałam pojęcia wtedy na temat istot pozaziemskich. Brak czasu, kiepski internet i zero zainteresowań tego typu tematyką. Widziałam w swoich gościach ku mojemu przerażeniu wówczas dziwne zjawiska. Czasem wydawali się jakby byli na pół przezroczyści zamiast ciała. Innym razem jakby prześwitywały im kości poprzez ciało. Zaczęłam się zastanawiać, czy może wariuję.... Goście mi powiedzieli, że ...cytuję " wiesz, że są ludzie z przyszłości i oni są nami".

     Kilkanaście lat wstecz miałam inne doświadczenia. Dowiedziałam się, ze w pobliżu miejsca pracy, ktoś odkrył kręgi w zbożu. Byłam wówczas paskudnie obciążona obowiązkami i miałam mnóstwo problemów życiowych, z którymi nie byłam w stanie sobie poradzić. Więc zignorowałam te informacje zupełnie. Niby dlaczego miałyby mnie jakieś kręgi interesować. Mam dość kłopotów na głowie...pomyślałam. Jednak w moim miejscu pracy zaczęły dziać się wkrótce dziwne rzeczy.  Wchodzę na korytarz budynku i widzę nieznanych mężczyzn. Przywitałam się i pomyślałam, ze pewnie jacyś interesanci więc zignorowałam ich  próbując się przecisnąć do swojego gabinetu pomiędzy nimi. Poczułam jednak, że nie potrafię się utrzymać na nogach. Jakby podłoga pod stopami kiwała się. Pomyślałam zupełnie jak na statku. Zignorowałam to zjawisko zajęta myślami o czekających mnie zadaniach na dziś. Jednak owi mężczyźni mnie zaskoczyli. Zaczęłam się jakby kiwać pomiędzy nimi przechylając w stronę każdego z nich. Oni patrząc na mnie jakby z lekka dowcipnie na każdy mój przechył mówili "oj , oj, oj " Zignorowałam i to. Na korytarzu byłam tylko ja i oni więc postanowiłam się przecisnąć do siebie. Powiedziałam "przepraszam" Jeden z nich z uśmiechem powiedział do pozostałych "przepuście panią" weszłam do swojego gabinetu i zamknęłam za sobą drzwi. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z faktu, że to było jakieś dziwne. Skojarzenia miałam z pobytem na statku morskim. 

    

niedziela, 6 września 2020

Poszukiwania

    Jestem w domu. Postanawiam odwiedzić córkę w innym mieście. Dostałam zaproszenie od uczelni córki na spotkanie rodziców. Dziwię się ... Jak to możliwe, że zaprasza mnie uczelnia oficjalnym zaproszeniem zamiast córki. Postanawiam jechać. Pakuję niewielką torbę podróżną. Wsiadam w samochód i jadę. Znam drogę. Sama się tym faktem zdziwiłam... Dotarłam już po rozpoczęciu. Rodzice kręcą się wokół. Dzieci również, choć bardziej zajęte sobą i rówieśnikami. Częstują jakimiś przysmakami, które okazują się płatne. Jakaś amerykanka wyjmuje podsunięty prostokątny paluszek z pojemnika i odchodzi podgryzając. Wcale nie przejęła się faktem, że powinna zapłacić. Kupiec stoi zdziwiony z wrażenia z otwartymi ustami. Jestem odrobinę poirytowana , że córka nie wyszła mi na spotkanie. Myśli krążą mi po głowie bezwładnie. Mogła przecież nie wiedzieć, że przyjechałam. Podenerwowana rozglądam się i poszukuję jej. W bursie panuje totalny chaos. Nie podoba mi się ta sytuacja. Coraz bardziej poirytowana postanawiam ją stąd zabrać. Szukam toalety aby się wypróżnić przed drogą powrotną do domu. W ręku trzymam komórkę i próbuję dodzwonić się do córki. Nie potrafię wybrać numeru. Aparat zaczyna wyrzucać na pulpit jakieś hieroglify i zadania matematyczne. Zastanawiam się chwilkę. Nagle dostrzegam, ze trzymam w ręce jakiś inny aparat. Jest kwadratowy a nie prostokątny jak mój. Zdenerwowałam się. Jak mam ją znaleźć w tym bałaganie.  Ignoruję całkowicie to zaproszenie. Bóg jedynie wie po co mi je wysłano. Nie mogę skorzystać z toalety ponieważ wszystkie zajęte i brudne. W całym budynku panuje paskudna atmosfera i rozgardiasz. Nikt nic nie wie, Totalna porażka. Postanawiam zabrać stąd moje dziecko. Nie interesuje mnie, że robi tytuł magistra. Może go zrobić w przyzwoitych warunkach na innej uczelni. Wychodzę przed budynek. Zauważyłam moje dziecko idzie smutne i pogrążone w zamyśleniu. Jakby bez celu z opuszczoną głową. Jest ...ucieszyłam się. Ona natomiast stała obojętnie. Wyglądała jak zombi.  Oczy podkrążone. Obojętna i przygaszona.  Chyba mnie nie poznała. Łapię ją za rękę i ciągnę w stronę zaparkowanego samochodu. Jej komórka  znienacka zaczęła szaleć i wydzwaniać. Wyrwałam jej z ręki i wyrzuciłam przed siebie. Po chwili przejechałam ją kołami samochodu. Dziecko popatrzyło na mnie i zdziwione powiedziało...mamusiu. Zapytałam ją co się stało, że tak dziwnie się zachowuje. Odpowiedziała, że nie wie. Popatrzyłam na nią uważnie. Po chwili zaczęłam odłączać od niej jakieś techniczne urządzenia. Miała je w uszach i na głowie, Powyrzucałam te nadajniki do rzeki przejeżdżając przez most. Było ich kilka w różnych częściach ciała. Odrywając jeden ukazywał się kolejny. Po chwili dziecko zaczęło być sobą. Ucieszyłam się ...odzyskałam swoje dziecko. Jest taka jak dawniej.