wtorek, 11 czerwca 2013

Lustro


Lustro
Spoglądam w lustro. Co w nim widzę? Widzę siebie sprzed kilku lat. Pełną nadziei na wyjście z problemów. Cieszącą się drobiazgami. Własne zachowania zweryfikowane koszmarem następnych ciężkich lat życia. Jeszcze dość młodą. W każdym razie nie na tyle starą, aby odpuścić i poddać się. 
Lustro może być dobrym przyjacielem ...jeśli będziemy starannie odczytywać zawarte w nim informacje. 
Wpis na blogu Leuviah Archaii nakłonił mnie do napisania tych przemyśleń. Widzę siebie całkiem młodą jeszcze nie brzydką osobę w otoczeniu kwiatów. Lubię kwiaty. Lubię wiosnę. Ale czy lubię siebie na tym zdjęciu? Patrzę w aparat. Własnego wzroku unikam. Tak, tak właśnie wtedy było. Wmówiono mi, że jestem brzydka, nie wiele warta, że przeze mnie wszyscy wokół mają problemy. Ogółem całe zło jakie się przytrafia to moja wina. I co? Pozwoliłam zryć sobie psychikę wymysłami chorych umysłów osób z mojego najbliższego otocznia. Gdyby nie interwencje z zewnątrz pewnie dałabym się zabić. Tak nie bez powodu użyłam właśnie tego słowa.  Czasami osoby nam najbliższe pozornie  do tego stopnia nas wykorzystują, że umieramy. Aby uświadomić sobie powagę sytuacji należy zagłębić się w mechanizmy rządzące zdrowiem człowieka. Człowiek nie kochany,  zaniedbany, bez przyjaciół, samotny ...zawsze choruje i żyje krócej. Tylko miłość dodaje skrzydeł i pomaga utrzymać się przy zdrowiu. Zdrowa mama to zdrowe dzieci. Zdrowe dzieci to zdrowe następne pokolenia. Łańcuszek o którym nigdy nie powinniśmy zapominać. Więc nie pozwólmy sobie wmawiać, że jest z nami coś nie tak, że jesteśmy brzydcy, głupi, nic nie warci. Nie udowadniajmy jednak innym własnej wartości. To co robimy, róbmy dla siebie i z myślą o miłości do naszych następnych pokoleń. Nasza miłość będzie nagrodą dla nas i będzie w przyszłości tą miłością procentowała. Uczmy się kochać siebie i uczmy miłości nasze dzieci. Nawet jeśli sami jej nie zaznaliśmy lub nie zostaliśmy jej nauczeni. Warto nad tym popracować. Te kilka lat temu nawet przed samą sobą nie ośmieliłabym się przyznać, że jest aż tak źle, że czuję się zupełnie nie kochana, że jestem skrajnie nieszczęśliwą osobą. Podświadomie jednak zawsze czułam, że mimo to ktoś się mną opiekuje. Na ludzi z najbliższego otoczenie nie mogłam liczyć, ale wewnętrznie miałam zawsze oparcie. Wiele razy słyszałam, że jestem twarda i podła a tacy sobie dają radę w życiu. Ale to nie to. Jeśli ktokolwiek czuł z mojej strony taki właśnie opór sam sobie zawinił. Należy żyć tak, aby nie wyrządzać krzywdy komuś, kto i tak ma już dość problemów. Ale to oczywiście pobożne życzenie. W momencie, w którym sami czujemy dno możemy liczyć tylko na wsparcie wyższej jaźni i własne siły. Jeden plus takich sytuacji to fakt stwierdzenia, że nie mamy przyjaciół wśród ludzi...wśród najbliższych. Najczęściej wtedy słyszymy słowa krytyki i pogardy. Trzeba mieć doprawdy silną wolę życia aby dźwignąć się i wyjść z kryzysu. W moim przypadku zaowocowało to powrotem do zainteresowań związanych ze zdrowiem. Od wczesnych lat dzieciństwa było to moim marzeniem. Nie pozwolono mi tych zainteresowań rozwijać. Stanęłam na własnych nogach po wielu życiowych perypetiach i rozpoczęłam naukę w zakresie naturalnych metod uzdrawiania. Jest ciężko, ale to co osiągnę a wiem, że tak właśnie będzie, będzie moje i nikt mi tego nie odbierze. Jestem ładna i mądra. Jeśli ktokolwiek sądzi inaczej...niech zachowa te "mądrości" dla siebie. Moje "ja" zawsze powtarzało mi, że jestem więcej warta niż to się im wszystkim wydaje. Ta wewnętrzna duma pozwoliła mi przetrwać najcięższe chwile.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz