Jestem w domu. Postanawiam odwiedzić córkę w innym mieście. Dostałam zaproszenie od uczelni córki na spotkanie rodziców. Dziwię się ... Jak to możliwe, że zaprasza mnie uczelnia oficjalnym zaproszeniem zamiast córki. Postanawiam jechać. Pakuję niewielką torbę podróżną. Wsiadam w samochód i jadę. Znam drogę. Sama się tym faktem zdziwiłam... Dotarłam już po rozpoczęciu. Rodzice kręcą się wokół. Dzieci również, choć bardziej zajęte sobą i rówieśnikami. Częstują jakimiś przysmakami, które okazują się płatne. Jakaś amerykanka wyjmuje podsunięty prostokątny paluszek z pojemnika i odchodzi podgryzając. Wcale nie przejęła się faktem, że powinna zapłacić. Kupiec stoi zdziwiony z wrażenia z otwartymi ustami. Jestem odrobinę poirytowana , że córka nie wyszła mi na spotkanie. Myśli krążą mi po głowie bezwładnie. Mogła przecież nie wiedzieć, że przyjechałam. Podenerwowana rozglądam się i poszukuję jej. W bursie panuje totalny chaos. Nie podoba mi się ta sytuacja. Coraz bardziej poirytowana postanawiam ją stąd zabrać. Szukam toalety aby się wypróżnić przed drogą powrotną do domu. W ręku trzymam komórkę i próbuję dodzwonić się do córki. Nie potrafię wybrać numeru. Aparat zaczyna wyrzucać na pulpit jakieś hieroglify i zadania matematyczne. Zastanawiam się chwilkę. Nagle dostrzegam, ze trzymam w ręce jakiś inny aparat. Jest kwadratowy a nie prostokątny jak mój. Zdenerwowałam się. Jak mam ją znaleźć w tym bałaganie. Ignoruję całkowicie to zaproszenie. Bóg jedynie wie po co mi je wysłano. Nie mogę skorzystać z toalety ponieważ wszystkie zajęte i brudne. W całym budynku panuje paskudna atmosfera i rozgardiasz. Nikt nic nie wie, Totalna porażka. Postanawiam zabrać stąd moje dziecko. Nie interesuje mnie, że robi tytuł magistra. Może go zrobić w przyzwoitych warunkach na innej uczelni. Wychodzę przed budynek. Zauważyłam moje dziecko idzie smutne i pogrążone w zamyśleniu. Jakby bez celu z opuszczoną głową. Jest ...ucieszyłam się. Ona natomiast stała obojętnie. Wyglądała jak zombi. Oczy podkrążone. Obojętna i przygaszona. Chyba mnie nie poznała. Łapię ją za rękę i ciągnę w stronę zaparkowanego samochodu. Jej komórka znienacka zaczęła szaleć i wydzwaniać. Wyrwałam jej z ręki i wyrzuciłam przed siebie. Po chwili przejechałam ją kołami samochodu. Dziecko popatrzyło na mnie i zdziwione powiedziało...mamusiu. Zapytałam ją co się stało, że tak dziwnie się zachowuje. Odpowiedziała, że nie wie. Popatrzyłam na nią uważnie. Po chwili zaczęłam odłączać od niej jakieś techniczne urządzenia. Miała je w uszach i na głowie, Powyrzucałam te nadajniki do rzeki przejeżdżając przez most. Było ich kilka w różnych częściach ciała. Odrywając jeden ukazywał się kolejny. Po chwili dziecko zaczęło być sobą. Ucieszyłam się ...odzyskałam swoje dziecko. Jest taka jak dawniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz