Nadal mam okropne sny. Dziś byłam w jakimś ciemnym mieście. Jechałam po zakupy "maluchem". Miałam w samochodzie córkę i jakieś dziecko...chłopca. Trzymałam go na kolanach. Uświadomiłam sobie, że nie powinnam go wieźć na kolanach za kierownicą. Zatrzymałam się w tym mieście pod kościołem. Wcześniej na placu zabrałam syna. Pod kościołem tak przynajmniej to wyglądało zatrzymałam się, aby się przesiąść ponieważ nagle stwierdziłam, że syn posiada prawo jazdy więc może poprowadzić samochód. Wysiadłam i przykucnęłam ze zdziwienia ...w liściach na ziemi coś kwiliło. Rozgrzebałam te liście i znalazłam dwoje żywych dzieci. Jedno mnie zdziwiło . Miało duże dziwne usta. Przyjrzałam się i zdumiona stwierdziłam, że to murzyn. Drugie było mniejsze chyba dziewczynka. Trzecie leżało nieruchomo. Było paskudne , martwe , zasuszone jak mumia i wyglądało jak kosmita. Zabrałam żywe do samochodu. Owinęłam je w bluzę córki i położyłam z tylnym siedzeniu. Musieliśmy wyjechać przez jakąś bramę jak u mnie pod domem. Znajomi wyjeżdżali samochodem ode mnie z domu. Otworzyłam bramę...bo nie potrafiła. Opieprzyłam ją, że się guzdra a mnie się spieszy. Podjechaliśmy nie wiem do jakiegoś miasta. Chyba Weszłam do jakiegoś lekarza albo dentysty. Zaczęłam opowiadać i pokazywać dziecko oraz mówić , że w samochodzie leżą dwa kolejne maluchy a trzecie martwe w miejscu, w którym je znalazłam. Ponaglałam , żeby powiadomił władze. Ociągał się i patrzył na mnie i maleństwo jak na głupią. Córka go znała. Zaczęła świergotać po swojemu. Zareagował a ja obudziłam się.
Ten sen kiepsko mnie nastroił . Zapowiada nieciekawy dzień. Dzieci świętują z dala ode mnie a ja mam obowiązek dziś zadbać o starego ojca. Wstałam wcześnie. Przygotowałam śniadanie i około 10 podjechałam zjeść je razem z ojcem. Cóż kolejny raz osoba, która powinna kochać zawiodła po całości. Ku mojemu zdziwieniu zrobił sobie sam kanapkę i stwierdził, że on lubi chleb z pomidorem i jest w trakcie jedzenie. Życzyłam mu więc wesołych świąt. Do tej pory nie ruszył sam jeśli nie dostał gotowego pod nos. Dołożyłam mu świątecznych dodatków. Jajko w galaretce i jajko z dodatkami. Sałatkę warzywną. Zrobiłam herbatę. Poczekałam aż zje i podałam leki. W trakcie zadzwoniła siostra z życzeniami dla ojca. Zapytała, czy ja jestem i rozłączyła się... Kontrola wykonania zadań :(
Zrobiło mi się bardzo przykro. Ojciec oczywiście marudził , że znowu zła jestem. Starałam się opanować nerwy aby nie wybuchnąć. Odpowiedziałam zresztą zgodnie z prawdą, że jestem chora. Wstałam z łóżka wcześnie w świąteczny dzień, żeby zjeść z nim śniadanie... Przeziębiona porządnie i wbrew zakazom wychodzenia z domu. Poniosłam trud aby do niego dojechać a w zamian wymówki i kontrola... Czeka mnie jeszcze kolejny wyjazd aby podać mu obiad i kolację. Z bolącym sercem wróciłam do domu . Zjadłam samotnie śniadanie. Łzy w oczach same się kręciły. Zdaniem siostruni ojciec nie może samotnie jeść śniadania wielkanocnego stąd kontrola. Cóż on nie może ja owszem tak. Nawet życzeń mi nie złożyła. Służącym się nie składa przecież...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz