Nagle
drzwi się otworzyły. Ta, co mnie przywiozła podenerwowana zapytała
cyt. "jak długo tu stoisz, co słyszałaś ? Podsłuchiwałaś pod drzwiami?". Odpowiedziałam kłamiąc, że nie dopiero tu przyszłam
i nic nie słyszałam. Odpuściła...
Zostaliśmy sami w tym domu. Było
dziwnie, smutno i ponuro. Ta niby babcia była jakaś dziwna.
Opowiadała nam czasem jakieś niestworzone historie. Coś o tym
żebyśmy uważali na weterynarza ale inaczej go określiła. Jakąś
swoistą gwarą? Twierdziła, że dla dziewczynek to jeszcze ale
chłopcy muszą uważać, żeby ich nie wysterylizował ale tu też
użyła jakiegoś dawnego słowa. Zapytałam i poprosiłam aby
wytłumaczyła o czym mówi. Ofukała mnie tylko.
Nie smakowało mi jej jedzenie. Wciąż
na mnie marudziła, że jeść nie chcę. Pamiętam, że raz byłam z
nią w kościele. Nie przypominam sobie abym wcześniej do kościoła
chodziła. Były tam prawie same kobiety. Dziwnie śpiewały i
rozmawiały o czymś , czego w ogóle nie rozumiałam. Wracając poprosiłam aby mi trochę o tym opowiedziała. Stwierdziła, że
jestem za młoda więc może kiedyś. To kiedyś oczywiście nigdy
się nie zdarzyło. W trakcie rozmowy powiedziała, patrząc na
skorka idącego po moim ubranku. Strząśnij z siebie tego kota.
Kota? Zdziwiłam się. Przecież to tylko szczypawica. Nic więcej
nie odrzekła. Potem jeszcze słyszałam jak rozmawiała z kobietami
w jej wieku o tajemnicach różańcowych pod obrazami ludzi przy
kościele. Użyła tu jakiegoś innego zwrotu oczywiście. Poprosiłam
aby mi trochę o tym opowiedziała. Oczywiście powiedziała, ze
teraz nie może a poza tym i tak niewiele z tego zrozumiem.
Odpuściłam stwierdzając niechęć. Tyle, że dla mnie to wszystko
było zupełnie nowe.
Jak
to na wsi. Oneks i Oneksi wymyślili głupią zabawę. Potraktowali
grubą świnię jak konia i próbowali na niej pojeździć. Oneks
naoglądał się filmów o Indianach. Pewnie stąd pomysł. Próbowałam przyłączyć się do zabawy. Niestety odgonili mnie. Chwilkę później jak próbowałam się znaleźć na grzbiecie świni
dopadła nas Hadeka . Okrzyczała nas , że paskudne bachory prośną
świnię męczą. Zrobiło mi się bardzo przykro, że tak
zrobiliśmy. Mnie zresztą jak zazwyczaj okrzyczała najbardziej.
Potem
bawiliśmy się w bieganie po hałdach obornika. Przeskakując z
suchego wzniesienia na suche aby się nie ubrudzić. Tu również przydarzyło mi się traumatyczne zdarzenie. Postawiłam stopę na
suchym. Oni przede mną przeszli bez problemu. Mnie się jednak nie
udało. W tym samym miejscu noga mi się zapadła. Próbowałam
podeprzeć się druga i wydobyć. Ułamek sekundy... zapadłam się w
czeluść. Straciłam świadomość. Potem ...po jakimś czasie
nasłuchałam się jak to Floroświnda chciała mnie zabić i kazała
swoim dzieciarom wykopać dól tak żeby nikt nie zauważył z
tekstem ... "niech te bachory przybłędy się potopią". Ponoć to
Hadeka uratowała mi wtedy życie.
Floroświnda uzurpowała
sobie prawa do tej części domu, w której zamieszkaliśmy z
babcią. Nie byliśmy zresztą tam zbyt długo. Wszystkie te
zdarzenia toczyły się poza nami. Nie mieliśmy wpływu na to co się
dzieje. Nikt nas o tym nie informował. Po czasie okazało się , że babcia przepisała ów dom dla Frankada, męża Floroświndy. Była
to liczna rodzina więc zrobiliby wszystko, aby pozbyć się
nieproszonych gości i zagarnąć cały dom dla siebie. Tu się kończy
dziecięcy epizod w Ryświnowie.
Epizod
ów skończył się powrotem do Karlikatowa. Czego wówczas również nie pojęłam. Nie pamiętam w jaki sposób się z powrotem tam
znalazłam. Wszystko jest do dziś dla mnie jakieś mroczne, niejasne.
Zaczął się okres szkolny. On odprowadził mnie na pierwsze zajęcia.
Było to pożegnanie. Powiedziano mi, że będzie chodził do innej
szkoły ale zna drogę do tej to mi pokaże, ponieważ nie ma mnie kto
tam zaprowadzić. Było mi smutno. W szkole pełno jakiś obcych
dzieciaków. Wrzeszczały i rozrabiały. Nie podobało mi się. W
domu wymagano ode mnie odrabiania lekcji. Nauki tabliczki mnożenia i
katechizmu. Nie mogłam przyswoić tej wiedzy w takiej ilości na raz. Zmuszano mnie do przesiadywania do późna w kuchni. Ponieważ
wszyscy spali już smacznie w łóżkach z nudów i zmęczenia
zasypiałam przy stole. Tak też zostałam rodzinnym gamoniem, który
nawet tabliczki mnożenia przyswoić nie potrafi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz