niedziela, 12 kwietnia 2020

   Byłam w jakimś dużym mrocznym mieście. Jakby we wnętrzu ziemi. Budynki były solidne i nowoczesne. Życie biegło tak jak u nas. Były sale fitness i domy kultury na dole. Wszędzie było sztuczne światło. Na zewnątrz panował mrok. Pod budynkami były otwarte kojce betonowe , w których mieszkały psy różnej maści. W mniejszych boksach były małe buldogi. Nie atakowały ludzi. Podeszłam do jednego z takich boksów. :) patrzę a tam maleństwo Powiedziałam "jaki śliczny mały piesek" Pozostałe zbliżyły się do mnie. Jedna podeszła z lewej strony i jakby powiedziała po swojemu ale rozumiałam szczeknięcie ...to moje dziecko". Odpowiedziałam już spokojnie nie zabiorę twojego dzieciaczka. Uśmiechnęłam się i odeszłam.
Poszłam w stronę małego ryneczku. Ludzi nie było na zewnątrz tylko psy chodziły. Patrzę a to chyba Karmel. Zawołałam kilka razy, obejrzał się. Wyglądał podobnie ale był jakiś zmęczony, wychudzony i jakby starszy. Podeszłam i wzięłam go na ręce. Obudziłam się. 
Z trudem po nieprzespanej niemalże nocy wstałam Całą noc spał ze mną Miluszek i Ranger jakbym obstawę miała wiec trudno mi było się swobodnie przekręcać w łóżku.
Ze zdziwieniem patrzę a Karmel stoi na korytarzu... nie wiem co się stało skąd się wziął. Górę miałam zamkniętą więc nie mógł się tam zaszyć . od południa go nie widziałam. Nie przyszedł zjeść ani nie dostał leków. zazwyczaj sam przychodzi około 22 w porze brania. Zadziwiające 
Wygląda to tak jakbym odzyskała go skądś , gdzie kiedyś mieszkał lub równolegle tam żył...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz