Jeszcze wczoraj popijałam herbatę. Podjadłam kilka truskawek. Zrobiłam delikatny masaż. Nie sądziłam, że to ostatnie nasze spotkanie. Było jakoś inaczej. Jakby spokojniej. w atmosferze pogodzenia się z losem. Nie było buntu i agresji. Zadziwiające stwierdziłam w myślach. Jak za dawnych czasów. Rozmowy toczyły się jednak już na innym poziomie. Opowiadała jak we śnie przyszli do niej babcia i dziadek ze słowami "Hania chodź. Przyszliśmy po Ciebie. Już czas". Z uśmiechem opowiadała...pogoniłam ich. Po co przyszliście, przecież jesteście martwi. Idźcie sobie...
Kolejnej nocy jednak nie dali za wygrane. Odeszła rano. Ratownicy z wezwanej karetki pogotowia nie byli w staniej jej pomóc. Cóż chorowała przez kilkadziesiąt lat. Przyzwyczailiśmy się do tego, że wciąż narzeka. Na koniec większość zaczęła unikać wizyt w domu. Trudno było w tym brać udział. Narzekania, skargi, wiele cierpienia i żalu. Nie można było pomóc w cierpieniu. Na zatrudnienie osoby pomocnej w codziennych obowiązkach nie chciała się zgodzić. Zdziwiło mnie, że podczas ostatniej wizyty stwierdziła, że już nie będzie myła sama okien. Skorzysta z pomocy.
Tak odeszła kobieta , która mnie wychowała... Żegnaj i bądź szczęśliwa tam skąd pochodzi Twoja dusza...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz