-
Karlikatowo
W pewien ponury dzień jesteśmy sami z Dewu. Pytam ją "czy Ona wróci do domu?". Zauważam konsternację na twarzy Dewu i strach w oczach. Z opresji ratuje ją Oneks zbyt impulsywnie odpowiadając na moje pytanie... "nie wróci". Nie wiem jednak, nie pamiętam kim była Ona. Mieszkała z nami... pamiętam. Straciłam świadomość. W momencie odzyskania jej już z nami nie było. Nie ma we mnie ponurych energii. Nie ma strachu. Jest natomiast dziecinna naiwność i wiara w dobro. Takie są moje najwcześniejsze spostrzeżenia w ocenie siebie samej. Jest również wielkie zdziwienie, że świat wokół mnie jest bardzo dziwny i nieprzyjazny. Nie rozumiem tego.
Zostajemy
sami. Tak ten moment pamiętam doskonale. Jest zimno, jesteśmy
głodni. Dewu tłumaczy nam, że nie mamy niczego do jedzenia ani
pieniędzy. Pocieszamy ją z Oneksem. Oneksis marudzi, ze jest
bardzo głodna. Dewu w chwili konsternacji przypomina sobie, że
przecież ma jeszcze kilka ziemniaków i odrobinę mąki w spiżarni.
Na obiad więc na końcówce drewna upiekła nam ziemniaki w popiele.
Na kolację podpłomyki na rozgrzanych fajerkach kuchennych. Smak
niezastąpiony. Nigdy bardziej nie smakowały mi tak jak wtedy.
Niewiele tego było. Czas spędzamy w kuchni. Jest cieplej bo trochę
rozpaliła w kuchence. W pokoju sypialnym jest bardzo zimno.
Dewu
wyczekuje niecierpliwie. Mówi do Oneksa, że "jeśli wasz ojciec
wkrótce da mi pieniądze, kupię coś do jedzenia ale do tego czasu
musimy wytrzymać".
Tadeo
jednakże się nie pojawia.
Niedziela ...któregoś dnia...
Zjawia
się Tadeo. Obdarza mnie nienawistnym spojrzeniem dając do
zrozumienia, że nie zjawiał się z mojego powodu. Po chwili
zostaliśmy odesłani do naszej sypialni. Przez podwójne drzwi
słychać , że toczy się awantura ale nie znam treści owej burzliwej rozmowy. Odnoszę jednak wrażenie, że Tadeo wymusza na Dewu rozwiązanie
problemu w innym przypadku nie będzie mogła liczyć na jego
wsparcie. Docierają do mnie słowa Dewu... "przecież to twoje dzieci"!
Świadome
postrzeganie znika. Otwiera mi się następne wspomnienie.
Kontynuacja z lukami w pamięci. Sytuacja się nie rozwiązała.
Wizyty Tadeo w domu są sporadyczne. Coraz bardziej rzadkie.
Bawi
się ze swoimi dziećmi w naszej sypialni na ich łóżku. Siedzę na
łóżku obok. Nie wolno mi jednak przyłączyć się do zabawy.
Chyba jest podpity.
Biegają po pokoju wskakując na łóżko. Dziwne
...nie wolno nam było po nich skakać. To takie duże, drewniane,
łączone ze sobą łóżka. Oneks i Oneksi wołają do mnie. "No
chodź pobaw się z nami" Kręcę głową na znak odmowy.
Nalegają jednak. Wstaję więc i próbuję dołączyć do zabawy.
Tadeo gania ich z ciężką zwiniętą rolką błyszczącej gazety.
Karci mnie słownie, żebym nawet nie śmiała tego robić. Wracam
więc i zaszywam się w swoim łóżku. Odwracam się tyłem do
nich.Słucham wesołego śmiechu zabawy.
Wracają jakieś przebłyski
wspomnień. W tym samym łóżku spaliśmy przecież w trójkę. Ona i
on w środku pomiędzy nami. Pamiętam, że moczył się w łóżko. Co
powodowało ciągłą irytację (matki?) Wciąż przekłamywali, które z nich się danej nocy zmoczyło. Ponieważ i tak nie mogła
dojść do prawdy mogli swobodnie zrzucać jedno na drugie. Mnie się
raz też przytrafiło. On się zmoczył , było mi zimno. Spałam
przez sen odniosłam wrażenie ,że wyszłam do łazienki i usiadłam na muszli aby opróżnić pęcherz. Pierwszy raz wtedy zmoczyłam się w łóżko. Tak mi
było wstyd. Wtedy to i ja pierwszy raz w życiu zgoniłam na kogoś
innego winę. Było mi bardzo przykro.
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz