Miałam sen nad ranem. Byłam w jakimś mrocznym miasteczku na
starówce. Miałam wrażenie, że jest to Kołobrzeg. Narzeczona syna radośnie
podbiegła do mnie pokazując mi jakąś figurkę ze słowami "tylko
ostrożnie bo to kruche". Było jak z wosku. Wzięłam w rękę i
zaczęłam się przyglądać. Obok chodził jakiś śliczny dziwny
kotek. Futerko miał w paski jak z dredów. Był sam. Bał się i szukał kogoś. Postanowiłam go
przygarnąć. Poprosiłam dzieci aby się pospieszyły to zjemy
sobie jakiś smaczny obiad na mieście aby nie gotować w domu
ponieważ jest już dość późno. Syn zniknął gdzieś z
kotkiem. Okazało się, ze znalazł mu właścicieli. Córka z narzeczoną syna podbiegły do mnie nakładając mi na ramiona kilkanaście (nie
pamiętam co to było, jakieś piłeczki ) jakiś przedmiotów. Były
nieduże i lekkie. Zaczęły mi się wysypywać z ramion. Próbując
je łapać niechcący zgniotłam figurkę. Zrobiło mi się przykro.
Narzeczona syna patrzyła na mnie z miną smutną. Dostałam mentalny przekaz.
Przecież ta duża część po lewej to syn, ta mniejsza po prawej
to synowa a malutki odłamek z góry to ich maleństwo. Wszyscy mieli
zdziwione miny. Sen się urwał.