Nagle... drzwi otworzyły się! Ta co mnie przywiozła podenerwowana zapytała "jak długo tu stoisz, co słyszałaś? Podsłuchiwałaś pod drzwiami!" Odpowiedziałam kłamiąc " nie dopiero tu przyszłam
i nic nie słyszałam". Odpuściła... Zostaliśmy sami w tym domu.
Było
dziwnie, smutno i ponuro. Ta niby babcia była jakaś dziwna.
Opowiadała nam czasem jakieś niestworzone historie. Coś o tym
żebyśmy uważali na weterynarza ale inaczej go określiła. Jakąś
swoistą gwarą. Twierdziła, że dla dziewczynek to jeszcze ale
chłopcy muszą uważać, żeby ich nie wysterylizował ale tu też
użyła jakiegoś dawnego słowa. Zapytałam i poprosiłam aby
wytłumaczyła mi, o czym mówi. Ofukała mnie sarkastycznie.
Nie smakowało mi jej jedzenie. Wciąż
na mnie marudziła, że jeść nie chcę.
Pamiętam, że raz byłam z
nią w kościele. Nie przypominam sobie, abym wcześniej do kościoła
chodziła. Były tam prawie same kobiety. Dziwnie śpiewały i
rozmawiały o czymś , czego w ogóle nie rozumiałam. Wracając poprosiłam aby mi trochę o tym opowiedziała. Stwierdziła, że
jestem za młoda, więc może kiedyś... To kiedyś oczywiście nigdy
się nie zdarzyło. W trakcie rozmowy powiedziała, patrząc na
skorka idącego po moim ubranku. Strząśnij z siebie tego kota... Kota? Zdziwiłam się. Przecież to tylko szczypawica ... odpowiedziałam. Nic więcej
nie odrzekła. Potem jeszcze słyszałam jak rozmawiała z kobietami
w jej wieku o tajemnicach różańcowych, pod obrazami ludzi przy
kościele. Użyła tu jakiegoś innego zwrotu oczywiście. Poprosiłam, aby mi trochę o tym opowiedziała. Oczywiście powiedziała, ze
teraz nie może, a poza tym i tak niewiele bym z tego zrozumiała.
Odpuściłam stwierdzając niechęć kobiety do mnie.
Dla mnie to wszystko
było zupełnie nowe i jakieś niesłychanie dziwne ...
Jak
to na wsi... Oneks i Oneksi wymyślili głupią zabawę. Potraktowali
grubą świnię jak konia i próbowali na niej pojeździć. Oneks
naoglądał się filmów o Indianach. Pewnie stąd pomysł. Też
próbowałam się przyłączyć do zabawy. Niestety oni odgonili mnie. Mimo to próbowałam się znaleźć na grzbiecie tej świni razem z nimi. Po chwili dopadła nas Hadeka . Okrzyczała nas, ze słowami "paskudne bachory prośną
świnię męczą". Zrobiło mi się bardzo przykro, że tak
zrobiliśmy. Mnie okrzyczała najbardziej jak zazwyczaj.
Pewnego razu bawiliśmy się w bieganie po hałdach obornika. Przeskakując z
suchego wzniesienia na suche aby się nie ubrudzić. Tu również przydarzyło mi się traumatyczne zdarzenie. Postawiłam stopę na
suchym. Oni przede mną przeszli bez problemu. Mnie się jednak nie
udało. W tym samym miejscu noga mi się zapadła. Próbowałam
podeprzeć się druga i wydobyć. Ułamek sekund zapadłam się w
czeluść. Straciłam świadomość.
Potem ...po jakimś czasie
nasłuchałam się jak to Florenświnda chciała mnie zabić i kazała swoim dzieciarom wykopać dól, tak żeby nikt nie zauważył z
tekstem ... niech te bachory, przybłędy się potopią. Ponoć to
Hadeka uratowała mi wtedy życie.
Florenświnda uzurpowała
sobie prawa do tej części domu, w której zamieszkaliśmy z
babcią. Nie przebyliśmy zresztą tam zbyt długo...
Wszystkie te zdarzenia toczyły się poza nami. Nie mieliśmy wpływu na to co się dzieje. Nikt nas o tym nie informował. Po czasie okazało się , że babcia przepisała ów dom dla Frankada , męża Florenświndy. Była to liczna rodzina, więc zrobiliby wszystko aby pozbyć się nieproszonych gości i zagarnąć cały dom dla siebie. Tu się kończy dziecięcy epizod w Ryświnowie.
Wszystkie te zdarzenia toczyły się poza nami. Nie mieliśmy wpływu na to co się dzieje. Nikt nas o tym nie informował. Po czasie okazało się , że babcia przepisała ów dom dla Frankada , męża Florenświndy. Była to liczna rodzina, więc zrobiliby wszystko aby pozbyć się nieproszonych gości i zagarnąć cały dom dla siebie. Tu się kończy dziecięcy epizod w Ryświnowie.
Epizod
ów zaowocował powrotem do Karlikatowa, czego wówczas również nie pojęłam. Nie pamiętam w jaki sposób się z powrotem tam
znalazłam. Wszystko jest do dziś dla mnie jakieś mroczne, niejasne...
Zaczął się okres szkolny... On odprowadził mnie na pierwsze zajęcia.
Było to pożegnanie. Powiedziano mi, że będzie chodził do innej
szkoły ale zna drogę do tej to mi pokaże, ponieważ nie ma mnie kto
tam zaprowadzić. Było mi smutno.
W szkole pełno jakiś obcych dzieciaków. Wrzeszczały i rozrabiały. Nie podobało mi się. W domu wymagano ode mnie odrabiania lekcji, nauki tabliczki mnożenia i katechizmu. Nie mogłam przyswoić tej wiedzy w takiej ilości na raz. Zmuszano mnie do przesiadywania do późna przy stole w kuchni nad książkami . Ponieważ wszyscy spali już smacznie w łóżkach, z nudów i zmęczenia zasypiałam przy tym zajęciu zazwyczaj. W taki to właśnie sposób zostałam rodzinnym gamoniem, który nawet tabliczki mnożenia przyswoić nie potrafi.
W szkole pełno jakiś obcych dzieciaków. Wrzeszczały i rozrabiały. Nie podobało mi się. W domu wymagano ode mnie odrabiania lekcji, nauki tabliczki mnożenia i katechizmu. Nie mogłam przyswoić tej wiedzy w takiej ilości na raz. Zmuszano mnie do przesiadywania do późna przy stole w kuchni nad książkami . Ponieważ wszyscy spali już smacznie w łóżkach, z nudów i zmęczenia zasypiałam przy tym zajęciu zazwyczaj. W taki to właśnie sposób zostałam rodzinnym gamoniem, który nawet tabliczki mnożenia przyswoić nie potrafi.
cdn.