niedziela, 5 lutego 2017

Ryświnowo -8

     Nagle... drzwi otworzyły się! Ta co mnie przywiozła podenerwowana zapytała  "jak długo tu stoisz, co słyszałaś? Podsłuchiwałaś pod drzwiami!" Odpowiedziałam kłamiąc " nie dopiero tu przyszłam i nic nie słyszałam". Odpuściła... Zostaliśmy sami w tym domu.
Było dziwnie, smutno i ponuro. Ta niby babcia była jakaś dziwna. Opowiadała nam czasem jakieś niestworzone historie. Coś o tym żebyśmy uważali na weterynarza ale inaczej go określiła. Jakąś swoistą gwarą. Twierdziła, że dla dziewczynek to jeszcze ale chłopcy muszą uważać, żeby ich nie wysterylizował ale tu też użyła jakiegoś dawnego słowa. Zapytałam i poprosiłam aby wytłumaczyła mi, o czym mówi. Ofukała mnie sarkastycznie. 
     Nie smakowało mi jej jedzenie. Wciąż na mnie marudziła, że jeść nie chcę. 
Pamiętam, że raz byłam z nią w kościele. Nie przypominam sobie, abym wcześniej do kościoła chodziła. Były tam prawie same kobiety. Dziwnie śpiewały i rozmawiały o czymś , czego w ogóle nie rozumiałam. Wracając poprosiłam aby mi trochę o tym opowiedziała. Stwierdziła, że jestem za młoda, więc może kiedyś... To kiedyś oczywiście nigdy się nie zdarzyło. W trakcie rozmowy powiedziała, patrząc na skorka idącego po moim ubranku. Strząśnij z siebie tego kota... Kota? Zdziwiłam się. Przecież to tylko szczypawica ... odpowiedziałam. Nic więcej nie odrzekła. Potem jeszcze słyszałam jak rozmawiała z kobietami w jej wieku o tajemnicach różańcowych,  pod obrazami ludzi przy kościele. Użyła tu jakiegoś innego zwrotu oczywiście. Poprosiłam, aby mi trochę o tym opowiedziała. Oczywiście powiedziała, ze teraz nie może, a poza tym i tak niewiele bym z tego zrozumiała. Odpuściłam stwierdzając niechęć kobiety do mnie. 
     Dla mnie to wszystko było zupełnie nowe i jakieś niesłychanie dziwne ...
Jak to na wsi... Oneks i Oneksi wymyślili głupią zabawę. Potraktowali grubą świnię jak konia i próbowali na niej pojeździć. Oneks naoglądał się filmów o Indianach. Pewnie stąd pomysł. Też próbowałam się przyłączyć do zabawy. Niestety oni odgonili mnie. Mimo to próbowałam się znaleźć na grzbiecie tej świni razem z nimi. Po chwili dopadła nas Hadeka . Okrzyczała nas, ze słowami "paskudne bachory prośną świnię męczą". Zrobiło mi się bardzo przykro, że tak zrobiliśmy. Mnie okrzyczała najbardziej jak zazwyczaj.
     Pewnego razu bawiliśmy się w bieganie po hałdach obornika. Przeskakując z suchego wzniesienia na suche aby się nie ubrudzić. Tu również przydarzyło mi się traumatyczne zdarzenie. Postawiłam stopę na suchym. Oni przede mną przeszli bez problemu. Mnie się jednak nie udało. W tym samym miejscu noga mi się zapadła. Próbowałam podeprzeć się druga i wydobyć. Ułamek sekund zapadłam się w czeluść. Straciłam świadomość. 
      Potem ...po jakimś czasie nasłuchałam się jak to Florenświnda chciała mnie zabić i kazała swoim dzieciarom wykopać dól, tak żeby nikt nie zauważył z tekstem ... niech te bachory, przybłędy się potopią. Ponoć to Hadeka uratowała mi wtedy życie.
      Florenświnda uzurpowała sobie prawa do tej części domu, w której zamieszkaliśmy z babcią. Nie przebyliśmy zresztą tam zbyt długo... 
      Wszystkie te zdarzenia toczyły się poza nami. Nie mieliśmy wpływu na to co się dzieje. Nikt nas o tym nie informował. Po czasie okazało się , że babcia przepisała ów dom dla Frankada , męża Florenświndy. Była to liczna rodzina, więc zrobiliby wszystko aby pozbyć się nieproszonych gości i zagarnąć cały dom dla siebie. Tu się kończy dziecięcy epizod w Ryświnowie.


      Epizod ów zaowocował  powrotem do Karlikatowa, czego wówczas również nie pojęłam. Nie pamiętam w jaki sposób się z powrotem tam znalazłam. Wszystko jest do dziś dla mnie jakieś mroczne, niejasne... 
     Zaczął się okres szkolny... On odprowadził mnie na pierwsze zajęcia. Było to pożegnanie. Powiedziano mi, że będzie chodził do innej szkoły ale zna drogę do tej to mi pokaże, ponieważ nie ma mnie kto tam zaprowadzić. Było mi smutno. 
       W szkole pełno jakiś obcych dzieciaków. Wrzeszczały i rozrabiały. Nie podobało mi się. W domu wymagano ode mnie odrabiania lekcji, nauki tabliczki mnożenia i katechizmu. Nie mogłam przyswoić tej wiedzy w takiej ilości na raz. Zmuszano mnie do przesiadywania do późna przy stole w kuchni nad książkami . Ponieważ wszyscy spali już smacznie w łóżkach, z nudów i zmęczenia zasypiałam przy tym zajęciu zazwyczaj. W taki to właśnie sposób zostałam rodzinnym gamoniem, który nawet tabliczki mnożenia przyswoić nie potrafi. 

cdn.