sobota, 30 lipca 2016

Dzieci

Rozmawiam o duchowości z nieznanymi ludźmi. Dzieci biegają swobodnie wokół swoich rodziców. Rozmowa przebiega dość szybko i chaotycznie. Powodem jest jak zazwyczaj brak czasu na kontakty z drugim człowiekiem. Wciąż zajęcia, obowiązki , jakieś plany. Podchodzi do mnie jedno z owych dzieci. Przypuszczam, że najmłodsze z nich. Podaje małą cieplutką, wilgotną i pulchną dłoń. Patrzy mi w oczy bezpośrednio i cichutkim, dziecięcym głosikiem mówi " Proszę panią mam na imię Natalka" Do widzenia pani. Po czym rodzice również się pożegnali i odeszli. Jedno z dzieci tzw."na nowy czas" Przepiękne duchowo...

To też metoda. Potęga Myśli!

30-07-2016
To bardzo proste! Nasze myśli, słowa wpływają na ciało. Jeśli otwieramy się na dostęp do leków , do lekarzy, na sprawdzanie stanu zdrowia automatycznie otwieramy się na to , co te aspekty proponują. Więc jest to jakby programowanie własnego organizmu na stany chorobowe , na potrzeby i braki w danych aspektach. Wprowadzając tym samym w siebie programy i kody chorobowe. Na marginesie tych mamy już wystarczająco dość wkodowanych przez rodzinę , społeczeństwo , media, przepracowanych lub nie w procesach inkarnacyjnych. Jednak jako istoty duchowe pochodzimy w zdecydowanej większości ze światła. Nasze ciała są energią skupioną w materii. Więc prawdopodobnie wszyscy a już z pewnością zdecydowana większość z nas jest w stanie przy pomocy własnej istoty oraz istot opiekuńczych odzyskać samoistnie zdrowie i boskość energii we własnym organizmie. Bardzo często słyszę słowa "ale ja muszę brać te leki do końca życia" "Ta renta mi się należy". "Należy mi się dostęp do lekarza specjalisty" Skoro Ci się należy więc z całym przybytkiem wprowadzasz sobie aspekty, nad którymi myślisz. Skupiasz swoją uwagę automatycznie na chorowaniu i otwierasz się tym samym na problemy, choroby i cierpienia. Jeśli owe aspekty są założeniem Twojej duszy to zrozumiałe. Przeżywasz i doświadczasz na sobie owych przypadłości , ponieważ służy to Twojemu rozwojowi. Jeśli jednak jest to problem kodowania bardzo łatwo można się od tego uwolnić pracując nad sobą. Odwołując się do siebie samego na wyższych poziomach duchowych a tym samym do łączności z boskimi poziomami. Jesteśmy przecież istotami stworzonymi na obraz i podobieństwo Boga. Dlaczego więc tłamsimy w sobie te atuty?

niedziela, 17 lipca 2016

Oszemaks -8

      Nagle drzwi się otworzyły. Ta, co mnie przywiozła podenerwowana zapytała cyt. "jak długo tu stoisz, co słyszałaś ? Podsłuchiwałaś pod drzwiami?". Odpowiedziałam kłamiąc, że nie dopiero tu przyszłam i nic nie słyszałam. Odpuściła...
        Zostaliśmy sami w tym domu. Było dziwnie, smutno i ponuro. Ta niby babcia była jakaś dziwna. Opowiadała nam czasem jakieś niestworzone historie. Coś o tym żebyśmy uważali na weterynarza ale inaczej go określiła. Jakąś swoistą gwarą? Twierdziła, że dla dziewczynek to jeszcze ale chłopcy muszą uważać, żeby ich nie wysterylizował ale tu też użyła jakiegoś dawnego słowa. Zapytałam i poprosiłam aby wytłumaczyła o czym mówi. Ofukała mnie tylko. 
       Nie smakowało mi jej jedzenie. Wciąż na mnie marudziła, że jeść nie chcę. Pamiętam, że raz byłam z nią w kościele. Nie przypominam sobie abym wcześniej do kościoła chodziła. Były tam prawie same kobiety. Dziwnie śpiewały i rozmawiały o czymś , czego w ogóle nie rozumiałam. Wracając poprosiłam aby mi trochę o tym opowiedziała. Stwierdziła, że jestem za młoda więc może kiedyś. To kiedyś oczywiście nigdy się nie zdarzyło. W trakcie rozmowy powiedziała, patrząc na skorka idącego po moim ubranku. Strząśnij z siebie tego kota. Kota? Zdziwiłam się. Przecież to tylko szczypawica. Nic więcej nie odrzekła. Potem jeszcze słyszałam jak rozmawiała z kobietami w jej wieku o tajemnicach różańcowych pod obrazami ludzi przy kościele. Użyła tu jakiegoś innego zwrotu oczywiście. Poprosiłam aby mi trochę o tym opowiedziała. Oczywiście powiedziała, ze teraz nie może a poza tym i tak niewiele z tego zrozumiem. Odpuściłam stwierdzając niechęć. Tyle, że dla mnie to wszystko było zupełnie nowe.
      Jak to na wsi. Oneks i Oneksi wymyślili głupią zabawę. Potraktowali grubą świnię jak konia i próbowali na niej pojeździć. Oneks naoglądał się filmów o Indianach. Pewnie stąd pomysł. Próbowałam  przyłączyć się do zabawy. Niestety odgonili mnie. Chwilkę później jak próbowałam się znaleźć na grzbiecie świni dopadła nas Hadeka . Okrzyczała nas , że paskudne bachory prośną świnię męczą. Zrobiło mi się bardzo przykro, że tak zrobiliśmy. Mnie zresztą jak zazwyczaj okrzyczała najbardziej.
    Potem bawiliśmy się w bieganie po hałdach obornika. Przeskakując z suchego wzniesienia na suche aby się nie ubrudzić. Tu również przydarzyło mi się traumatyczne zdarzenie. Postawiłam stopę na suchym. Oni przede mną przeszli bez problemu. Mnie się jednak nie udało. W tym samym miejscu noga mi się zapadła. Próbowałam podeprzeć się druga i wydobyć. Ułamek sekundy... zapadłam się w czeluść. Straciłam świadomość. Potem ...po jakimś czasie nasłuchałam się jak to Floroświnda chciała mnie zabić i kazała swoim dzieciarom wykopać dól tak żeby nikt nie zauważył z tekstem ... "niech te bachory przybłędy się potopią". Ponoć to Hadeka uratowała mi wtedy życie.
      Floroświnda uzurpowała sobie prawa do tej części domu, w której zamieszkaliśmy z babcią. Nie byliśmy zresztą tam zbyt długo. Wszystkie te zdarzenia toczyły się poza nami. Nie mieliśmy wpływu na to co się dzieje. Nikt nas o tym nie informował. Po czasie okazało się , że babcia przepisała ów dom dla Frankada, męża Floroświndy. Była to liczna rodzina więc zrobiliby wszystko, aby pozbyć się nieproszonych gości i zagarnąć cały dom dla siebie. Tu się kończy dziecięcy epizod w Ryświnowie.


Epizod ów skończył się powrotem do Karlikatowa. Czego wówczas również nie pojęłam. Nie pamiętam w jaki sposób się z powrotem tam znalazłam. Wszystko jest do dziś dla mnie jakieś mroczne, niejasne. 
      Zaczął się okres szkolny. On odprowadził mnie na pierwsze zajęcia. Było to pożegnanie. Powiedziano mi, że będzie chodził do innej szkoły ale zna drogę do tej to mi pokaże, ponieważ nie ma mnie kto tam zaprowadzić. Było mi smutno. W szkole pełno jakiś obcych dzieciaków. Wrzeszczały i rozrabiały. Nie podobało mi się. W domu wymagano ode mnie odrabiania lekcji. Nauki tabliczki mnożenia i katechizmu. Nie mogłam przyswoić tej wiedzy w takiej ilości na raz. Zmuszano mnie do przesiadywania do późna w kuchni. Ponieważ wszyscy spali już smacznie w łóżkach z nudów i zmęczenia zasypiałam przy stole. Tak też zostałam rodzinnym gamoniem, który nawet tabliczki mnożenia przyswoić nie potrafi. 

wtorek, 12 lipca 2016

Oszemaks - Ryświnowo- 7

  1. Ryświnowo
     Leżę w łóżku. Ocknęłam się. Patrzę bezwładnie na okienko w pomieszczeniu, w którym się znajduję. Podchodzi do mnie jakaś kobieta. Jest uprzejma. Odzywa się do mnie cyt."o ocknęłaś się"! Pyta... "poczytać ci bajeczkę"? Słyszę jak czyta mi bajkę o chorej dziewczynce i ziarnku grochu. Z przejęciem rozważam każde przeczytane słowo. Jest mi bardzo smutno słysząc zakończenie. Pytam cichutko, co stało się z tą dziewczynką?Odpowiada mi ..."ona umiera ...zupełnie tak jak ty...".

       Jesteśmy we troje ale nie wiem gdzie. Jakaś kobieta mówi a teraz pojedziecie tam... ale najpierw musicie jeszcze z kimś porozmawiać zanim tam pojedziecie. Tylko się nie przestraszcie tam będzie bardzo ciemno. Trochę mnie to zdziwiło...

     Jesteśmy w jakiejś małej komnacie . Panuje okropny mrok. U góry nad stolikiem są jakieś małe lufciki lub małe okienka. Jest bardzo ciemno. Zastanawiam się dlaczego jest aż tak ciemno. Może jest już noc? Dlatego nie ma przebłysków światła? Kobieta jest uprzejma. Zadaje nam pytanie... "co potraficie"? Oneks szybko zaczyna żwawo dyskutować z ową panią, iż potrafi grać na łyżkach. Coś tam jeszcze... Mówi chętnie bez obaw. Oneksi również chwali się , że potrafi. Kobieta zwraca się do mnie. A ty? Po chwili konsternacji odpowiadam, że ja  faktycznie również potrafię. Odpowiadam, że też potrafię  ale nie tak dobrze jak oni, ponieważ mi wciąż spadają łyżki. Kobieta mówi Oneksiemu, że będzie śpiewał. Oneksi woła " ja też, ja też chcę śpiewać"! Kobieta odrzekła jej jednak na to, że ona będzie leczyła ludzi... Ja nieśmiało odpowiadam, że też chciałabym śpiewać. Odpowiedziała cyt. "jeśli na prawdę będziesz tego chciała to też da się załatwić".       Dziwne było to miejsce i kobieta, której twarzy w ogóle nie widziałam. Powiedziała do mnie, "ty choć na chwilkę ze mną". Poszłam posłusznie za ową kobietą do pomieszczenia w którym było zupełnie ciemno. Najmniejszego prześwitu światła. Nic nie widziałam. Słyszałam tylko głos owej kobiety tłumaczącej mi coś , czego w żadem sposób pojąć nie mogłam. Tekst ów umknął mi z pamięci na długo. Po wielu latach przypomniałam sobie te słowa we śnie. To tak jakbym dostała przekaz mentalny a nie słowny.

     Jadę z jakąś uprzejmą kobietą gdzieś... Nie mam pojęcia dokąd. Twierdzi, że tam mieszka moja babcia i to ona prawdopodobnie się mną będzie od teraz opiekowała.

Wysiadamy z autobusu w jakiejś małej miejscowości. Przy krytej brukiem drodze rosną drzewa. Rozpętuje się silna burza. Kobieta pospiesznie chwyciła mnie za rękę mówiąc "Biegnij,  schowamy się pod drzewo nie możesz zmoknąć! Byłaś bardzo chora nie wolno ci się teraz przeziębić". Po chwili jednak stwierdza, że burza się nasila. Z rozpaczą w głosie mówi "no cóż niestety musimy pójść szybko do domu bo i tak zmokniemy". Wchodzimy do bardzo niskiego domu . Wygląda jak lepianka niemalże. W środku jest niezbyt fajnie. Starsza, niska kobieta kreśli jakąś gałązką krzyże przy oknie, niby piorun wtedy w dom nie uderzy. Roześmiałam się na głos. Obok nie wiem skąd znalazł się Oneks i Oneksi. Ofukał mnie cyt. "uspokój się bo nas stąd wyrzucą". Okazuje się, że w domu były dwie obce kobiety. Młodsza płakała. Ta która mnie przywiozła kazała mi zostać w tym pomieszczeniu do którego weszłyśmy. Poszłam jednak kawałek za nimi. Rozglądając się, co to za dom. Zamknęły jednak drzwi za sobą. Młodsza płakała głośno mówiąc , że nie chce tych dzieciarów u siebie. Nic jej one nie obchodzą. Ma dość własnych problemów... Kobieta , która mnie przywiozła tłumaczyła jej , że przecież tak nie można. "Przecież te dzieci to twoja rodzina"! Młodsza krzyczała, że "nie są moją rodziną nawet ich nie znam "! Tamta ..."przecież to dzieci twojej siostry"! Młodsza płacząc nadal krzyczała, że "nic mnie nie obchodzą te bachory"!  "Ona mogła się zastanawiać , co robi jak się łajdaczyła"! Coś tego typu... Byłam małym dzieckiem , nie wszystko rozumiałam. Ta , co mnie przywiozła nie dawała jednak za wygraną.  Stwierdziła..."przecież ty również oddałaś swoje dziecko, to jak możesz w ten sposób mówić! Płacząca ...ucichła szlochając...